środa, 24 sierpnia 2011

Led Zeppelin - In Through The Out Door (1979)

Przez dwanaście lat działalności mieli świat u stóp. Każda ich kolejna płyta wyznaczała modę na rockowe granie i podnosiła poprzeczkę innym, tworząc potężne pokłady motywacji. Poniekąd dlatego dekada lat siedemdziesiątych zawsze już będzie synonimem płyt wybitnych w całym gatunku. Każdy chciał się zbliżyć i zrozumieć fenomen. Rzesze miej utalentowanych naśladowców wprost bezczelnie wykorzystywali wszystko to, co miało kojarzyć się z Led Zeppelin. Świat muzyki już zapomniał o tworze "Kingdom Come", który grał tak samo, wyglądał tak samo ale uparcie twierdził, że z Mistrzami nic wspólnego nie ma.

Koniec lat siedemdziesiątych to wielka inwazja muzyki spod znaku punk. Olbrzymie przetasowanie na brytyjskim rynku muzycznym odbijało się czkawką klasykom rocka. Świat stracił zainteresowanie gatunkiem, szukał form odreagowania w innych dźwiękach. Mimo obłędnej popularności, już w połowie lat siedemdziesiątych dało zauważyć się symptomy fatum, które zawisło nad członkami Led Zeppelin oraz ich bliskimi. Kolos na stalowych nogach zaczynał się kruszyć. Rzeczywistość za nic w świecie nie chciała być sprzymierzeńcem i sojusznikiem. Mimo przeciwności losu, powstała w roku 1979 płyta, która jest początkiem końca, smutkiem, żalem, tęsknotą i pożegnaniem z karierą.

LEGENDA GASI ŚWIATŁO

Wszystko zaczyna się pod koniec 1975 roku. Wtedy to, zdaniem lekarzy, cudem z wypadku samochodowego, wraz z żoną, wychodzi Robert Plant. Dwa lata później ma miejsce incydent, który mocno nadszarpnął kieszeń zespołu. Pod zarzutem pobicia za kratki trafia perkusista John "Bonzo" Bonham, operatywny manager Peter Grant oraz jeden z ochroniarzy grupy. Finałem całej sprawy jest wyrok sądu, opiewający na dwa miliony dolarów odszkodowania dla ofiary.  Tego samego roku olbrzymią osobistą tragedię doświadcza Plant. W lipcu z powodu choroby świat opuszcza jego pięcioletni synek. Prawdziwy szok, trauma i cierpienie. Gdy do tego dodamy, że wkrótce poważnych obrażeń w wypadku samochodowym doznaje Bonham, świat musiała obiec informacja o rychłym rozwiązaniu zespołu. Mimo co rusz spadających pod nogi kłód, muzycy zdołali się pozbierać i po trzech latach przerwy, przystąpiono do nagrywania ostatniej – jak się później okazało – płyty, zawierającej nowy materiał.


Ze względu na restrykcyjny system podatkowy, album "In Through The Out Door" nie mógł być rejestrowany na terenie Zjednoczonego Królestwa. Długo szukano odpowiedniego miejsca aż wreszcie wybór padł na studio konsorcjum Polar, należącego do legendy szwedzkiej muzyki Abby i mieszczące się w Sztokholmie. Samo wydawnictwo nigdy nie osiągnęło komercyjnego sukcesu na miarę poprzedniczek. Abstrahując już od faktu, że mało kto chciał wtedy już taka muzykę słuchać, trzeba obiektywnie przyznać i ujrzeć jej kompozycyjną słabość. Nie było już czuć Iskry Bożej, objawiającej się przy okazji każdej nuty. Zespół w swej muzycznej treści poszedł dalej i lwią część albumu ubrał w syntezatorowe dźwięki, które nie były w smak większości fanom. To już nie był to Led Zeppelin. Szukanie czegoś nowego nie było dobrym zabiegiem a pogorszyło tylko sprawę. Na domiar złego smutnym i pełnym nostalgii elementem płyty jest kompozycja "All My Love", którą Plant napisał i poświęcił swojemu tragicznie zmarłemu synkowi. Żal i boleść wylewająca się z każdego taktu, ukazuje powolne zniechęcenie do dalszej pracy pod szyldem Led Zeppelin. Znakiem tego było znaczne ograniczenie działalności koncertowej do jednego występu w roku 1979. Mimo, że latem następnego roku odbyli ostatnią wielką trasę po Europie, wciąż wiszące fatum powoli dawało znać o sobie. We wrześniu cały kwartet spotkał się w Windsorze w domu Planta by przystąpić do prób przed tournee po Ameryce Północnej. Suto zakrapiane spotkanie zakończyło się tragedią, która w efekcie położyła kres Legendzie. W dniu 25 września 1980 przed godziną 14.00 odnaleziono w pokoju ciało Bonhama, który we śnie udusił się wymiocinami. Tego samego roku, dokładnie 4 grudnia, wytwórnia Swan Song przekazuje światu oświadczenie zespołu o definitywnym zakończeniu działalności.
Na ile ten krok był świadomy a na ile nie, ciężko jednoznacznie odpowiedzieć. Płyta "In Through The Out Door" nie była oszałamiającym sukcesem a na taki muzycy liczyli. Następczyni "Coda" z 1982 roku, zawierała odrzuty z poprzednich sesji nagraniowych ale powstać musiała. Obowiązywał ich kontrakt z wytwórnią. Z drugiej strony zejście ze sceny idola, zawsze napędza machinę koniunktury i powoduje wzrost zainteresowania. Tak oto przeszli do historii Wielcy z Wielkich...

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz